Opis bloga

Blog nie powstał w celu przypodobania się komukolwiek, ale też treść w nim zamieszczona nie jest w żaden sposób uwłaczający. Zawiera wiele wpisów i wypowiedzi na różnorakie kwestie, które w jakiś sposób mnie zaintrygowały. Można tutaj znaleźć działy poświęcone felietonistyce, opowiadaniom, wiersze, a także wpisy bezpośrednio odnoszące się do polityki.

poniedziałek, 26 marca 2012

Zanapar 12 - Mały kłopot



"Może trudno w to dziś uwierzyć, ale kiedyś negocjacje matrymonialne niewiele różniły się od umów handlowych a często były z nimi powiązane. Cesarzowa Salomea w swojej mądrości bardzo ukróciła ten proceder, lecz nadal nadaj można go spotkać.„
Historyk nadworny cesarzowej Salomei rok pański 5820

Tytus zostawił brata zamkniętego w jego pokoju. Zaufany sługa postawiony przed drzwiami miał pilnować, aby nie zszedł i nie narobił wstydu rodzinie. Na takie wpadki czyhały przecież rozmaite hieny gotowe zrobić z błahego wydarzenia iście epicki i rozbudowany skandal mieszając przy okazji do tego jakichś parweniuszy, o których nikt nigdy nie słyszał.
W korytarzu na parterze miną się z pewną dziwną dziewczyną, choć dziwną nie wydało mu się odpowiednim słowem, a raczej zuchwałą. Była ubrana niczym biedna służka, ale patrzyła na niego bez zażenowania ani strachu. Prosto w oczy. Wychodząc z domu, prawie zderzyła się z jakimś posłańcem niosącym listy do głowy rodu i upuściła na podłogę szary woreczek, który wydał doskonale znany mu odgłos ciasno zapakowanych monet. W jednej chwili jej zuchwałość znikła. Teraz wydawała się speszona swoją gapowatością. Dziewczyna wyszła z pokoju ojca, więc zaintrygowany nią Tytus postanowił się czegoś więcej dowiedzieć o powodach jej zjawienia. Zasiadający tam ojciec i dziadek wydawali się być czymś bardzo zaniepokojeni.
- Co się dzieje? – zapytał Tytus.
Obaj starsi przedstawiciele rodu spojrzeli na siebie i Gabriel przywołał go ręką.
- Wejdź i zamknij drzwi. To też tyczy się ciebie.
Tytus jak zawsze posłusznie wykonał polecenie.
- Pamiętasz jeszcze twoją przyszłą narzeczoną? – zapytał Lucjusz zupełnie jakby wczorajsze wydarzenia zaszły lata temu.
- Tak. – odpowiedział niepewnie.
Lucjusz nabrał powietrza i zmarszczył czoło.
- Pojawił się problemik. – oświadczył dziadek – Twój niedoszły szwagier się pulta. – kontynuował dalej – to nie jest wielki problem, bo radziliśmy sobie z większymi i delikatniejszymi, niemniej musimy coś z tym zrobić, zanim stanie się to faktycznym problemem.
- Co zrobimy? – Najchętniej zapytałby „co oni zrobią”, bo przecież nigdy nie traktował tego jako problemu jako prywatny, a raczej rodowy.
- Niezmieniany planów, co najwyżej je przyśpieszymy, albo zmodyfikujemy. - oznajmił Lucjusz.
- Dzisiaj wieczorem wszystko się rozstrzygnie. – dodał ojciec i kontynuował – To wszystko, możesz się zająć swoimi sprawami, chyba że masz coś do przekazania.
- Właściwie to tak. Wiktor znowu traci nad sobą kontrolę. Jeszcze mu nie wysypało łokci ani kolan, ale to pewnie nastąpi już niedługo. Zamknąłem go w jego pokoju i postawiłem straż przed drzwiami.
Obaj przedstawiciele starszych pokoleń woleliby przemilczeć ten wstydliwy fakt choroby drążącej jednego z członków swojego rodu, bo to uderzało we wszystkich jego przedstawicieli. Po dłuższej chwili wypełnionej przez głuchą ciszę, Lucjusz zaczął drapać swoje czoło, aby potem przenieść rękę w stronę łysej głowy.
- Dobrze zrobiłeś. - powiedział Lucjusz – To nam powinno dać trochę czasu, ale i tak będzie trzeba go pilnować.
- Widzę, że coś jeszcze ciebie trapi? - zapytał ojciec.
Owszem. Nadal bardzo chciał wiedzieć kim jest ta dziewczyna, jednak nie mógł o nią zapytać tak po prostu. Dziadek od razu pomyślałby, że interesuje go ona z przyczyny głębszej niż zwykła ciekawość, więc nie mógł o nią pytać wprost. Poco mu posądzenie o chęć romansowania z jakąś tam służką i mezalianse.
- Czy ta informacja jest pewna i wiarygodna?
- Pochodzi od służącej Mariusza z rodu Justynianów. Do tej pory były raczej wiarygodne.
Tytusowi wystarczyła taka odpowiedz, jednakże pomimo ostrożności dziadek zerkną na wnuka jakby podejrzewał go jakiś romans. Trudno się dziwić. Obecna sytuacja była zbyt delikatna aby bieg wydarzeń pozostawić jedynie samemu sobie. „Szczęściu należy pomagać, a zagrożenia oddalać”, zwykł mawiać dziadek i całe życie trzymał się tej zasady przez całe życie. Może sprowadziła go ona na skraj paranoi, jednak też wiele razy go ratowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz