Ranek był dość ciepły. Maciek
przyszedł do pracy wcześnie, a w zasadzie tak wcześnie, że już
od pierwszych minut narobił sobie wrogów. Wąsaty dozorca od lat
nie dostał żadnej informacji o zatrudnieniu nowego pracownika, a
bez takowego pozwolenia nie mógł nikogo nowego wpuścić na obiekt.
Czekając przed bramą, obserwował wchodzące z nienawistnym
spojrzeniem persony. Po upływie trzydziestu minut, poprosił dozorcę
o wpuszczenie go za bramę lub aby zadzwonił do kogoś, kto mógłby
poświadczyć że tu pracuje. Ten początkowo uparcie odmawiał, ale
wreszcie zadzwonił, chcąc mieć z głowy natręta. Po kilku
minutach wreszcie Maćka wpuszczono. Za drzwiami przywitała go
wnerwiona oddziałowa.
- Pan może nie wie, ale do pracy to
się przychodzi przed czasem! - wrzeszczała.
- Ale... - próbował się tłumaczyć.
- Żadnego „ale” - przerwała mu,
po czym dodała: - Za mną proszę. - Zaprowadziła go do pokoju na
trzecim piętrze, gdzie już miłym głosem oznajmiła siedzącej tam
osobie: - To jest ten miły kolega, którego wam obiecałam.
Uważajcie na niego i oszczędzajcie pierwszego dnia. Dawid -
zwróciła się do chłopaka w białym stroju, niewiele od niego
starszego i siedzącego w fotelu - zapoznaj go z obowiązkami, dasz
sobie radę? - wypowiadając te słowa wyszła, nie czekając nawet
na jego odpowiedź i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Jasne - oznajmił.
Dawid ze śmiertelnie poważną miną
wyskoczył z fotela i przymaszerował zamaszyście do nowego kolegi.
Przez moment Maciek zastanawiał się czy powinien się bać, a może
uciekać?
- Czółko! - Teraz uśmiechał się
od ucha do ucha. - Witamy wariata!
Maciek niezbyt rozumiał o co mu
chodzi. Prawdopodobnie widać było to po jego minie, bo chłopak
zaczął się tłumaczyć.
- Nie wiesz, że tutaj zdrowi nie
przychodzą? Jestem ciekaw, jak długo wytrzymasz.
- Wytrzymam - odpowiedział pewnie.
- Ta... Koleś przed tobą mówił to
samo, a motywacji mu wystarczyło tylko na przejście korytarzem.
- A pamiętasz Agnieszkę? - odezwał
się ktoś z tyłu.
- O tak - roześmiał się. - Taka
pielęgniarka. Zrezygnowała po jednym dniu, bo Staśka kazała jej w
gównie robić. Właśnie dlatego mamy cię oszczędzać.
- Staśka? - Maciek zastanawiał się
kto to.
- Oddziałowa - odezwał się damski
głos z tyłu. - Niech siada. Zaraz czeka nas robota.
- A gdzie ci się tak śpieszy? Lepiej
skończ się przebierać.
- To spóźnienie to naprawdę nie
moja wina!
- Tak samo, jak to ostatnie,
przedostatnie i przedprzedostatnie, że nie wspomnę o innych. Wyłaź
wreszcie.
Dawid cofną się o krok, zmierzył
Maćka wzrokiem i zapytał:
- A tak w ogóle. To gdzie ty masz
strój? Staśka nie dała?
- Nie.
- Cała ona. Bez stroju nie możemy
ciebie wpuścić na oddział, z resztą nie wiadomo w jakim stanie
byś wrócił. Dziewczyny poszły po wózek do posiłków. Zaraz
powinniśmy zacząć rozdawać.
To zdanie bardzo uradowało Maćka, bo
jeśli rozdaje się tutaj posiłki to można coś skubnąć dla
siebie, więc szybko sparował wypowiedź.
- Nie ma sprawy, mogę iść tak.
- Są pewne przepisy. Pójdziesz z nim
po strój? Nich ma coś chociaż na moment - zapytał osobę w głębi.
- Ja? Przecież ty miałeś się nim
zająć. To było polecenie służbowe.- powiedziała, wychodząc z
zaplecza. - Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Pójdę z nim. - Głos
należał do niskiej blondyneczki o jasnych oczach. Gdy tylko
zobaczyła nowego kolegę zamarła, a jej blada twarz przybrała
purpurową barwę. Wtem na korytarzu rozległ się głośny huk.
- O wózek przyjechał! - zawołał
Dawid. - Czyli załatwione, ty idziesz z nim, a ja do dziewczyn.
- Ej... Czekaj! - zawołała do
wybiegającego chłopaka.
Dziewczyna nie mogła wykrztusić z
siebie ani jednego słowa. Czując potrzebę przełamania tej
niezręcznej sytuacji, Maciek odezwał się pierwszy:
- Co teraz?
- Co teraz? - powtórzyła.
Zaskoczony taką odpowiedzią dodał:
- Co teraz robimy?
- Co teraz robimy? - znowu powtórzyła,
czerwieniąc się jeszcze bardziej.
Dla Macka była to zupełnie nowa
sytuacja i nie wiedział co się dzieje, ani jak ma w tej sytuacji
postąpić.
- Może pójdziemy po ten strój?
Dziewczyna wreszcie się obudziła z
odrętwienia. Kręcąc głową wzięła głęboki oddech i wreszcie
powiedziała coś sensownego:
- Tak... Chodźmy po ten strój.
Wyszli z pokoju. Przechodząc po
różnych piętrach i korytarzach, niektórych nawet po dwa razy,
Maciek zaczął zastanawiać się czy ona na pewno wie gdzie idzie.
Wreszcie zatrzymała się pod drzwiami nieopatrzonymi żadnym
napisem, ani tabliczką. Do zasiadającego tam łysawego dziadka
wypowiedziała kilka słów w niezrozumiałym języku, na co łysol
odpowiedział podobnym dialektem i wyciągnął spodnie, koszulę i
buty.
- Zadziwiająco łatwo poszło -
powiedziała tuż po wyjściu. - Musisz się przebrać - dodała po
chwili.
Z piętra niższego wszedł Dawid i
zawołał do siebie tę parkę.
- Co wy jeszcze tu robicie? Jak się
nie pośpieszycie, to nic wam nie zostanie - wyszeptał. - Prowadź
go do socjalnego - powiedział do dziewczyny.
Dziewczyna zbiegła jedno piętro w
dół i okazało się, że ów socjalny był tuż obok. Maciek szybko
się przebrał, gnany myślą darmowego posiłku i powtórnie
pozwolił się zaprowadzić okrężną drogą. Na miejscu wszyscy
zdążyli już skonsumować posiłek, ale na szczęście pozostawili
trochę resztek.
Oboje jedli sami w ciszy. Ciszy, która
powoli stawała się nieznośna. Widać było, że ona chciała o coś
zapytać. Dlaczego nie pytała? Bała się? I znowu Maciek musiał
zaczynać.
- Słuchaj, jak się nazywasz?
- Nie pamiętasz mnie? - posmutniała.
- A znamy się? - Maciek ze wszystkich
sił, lecz bezskutecznie, usiłował przyporządkować tę twarz do
jakiegokolwiek nazwiska.
- Chodziliśmy razem do podstawówki.
Oczywiście, że nie pamiętasz. Niczym szczególnym się nie
wyróżniałam. Zmieniłam się, wtedy byłam ruda. - Teraz wydawała
się być zła.
Coś zaczęło mu świtać.
- Monia? - wyszeptał jakby
mimowolnie.
- Monika, już nikt tak mnie nie
nazywa. - Uśmiechnęła się i pomyślała: „A jednak pamiętasz”.
- Dlaczego tu trafiłeś? Nigdy bym
się nie spodziewała, że cię tutaj zobaczę.
- Życie dziwnie się układa.
- Życie? - Tym razem popadła w
melancholię i przestała odzywać.
Podczas tego posiłku niby nic się
nie stało, ale Monika stała się jakaś radosna. To dziwne, jak
mało ludziom potrzeba do szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz