Opis bloga

Blog nie powstał w celu przypodobania się komukolwiek, ale też treść w nim zamieszczona nie jest w żaden sposób uwłaczający. Zawiera wiele wpisów i wypowiedzi na różnorakie kwestie, które w jakiś sposób mnie zaintrygowały. Można tutaj znaleźć działy poświęcone felietonistyce, opowiadaniom, wiersze, a także wpisy bezpośrednio odnoszące się do polityki.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Wampir – prawdziwa historia


Wampiry kojarzą się przeciętnemu zjadaczowi chleba z filmami „klasy b”, albo w najlepszym razie z książką „Drakula” Brama Stokera. Panujący obecnie sposób patrzenia na świat, każący racjonalizować nawet to co irracjonalne, uśmierca go (nawet jeśli faktycznie nie żyje). Czyni to nasz świat dziwnym, ale w inny sposób niż wcześniej i tworzy nowego rodzaju bóstwa. Współczesny wizerunek wampira jest mieszanką wielu różnych elementów. Co to za elementy?

Więc czym jest ten krwiopijca? Słowo „wampir”, fonetycznie pochodzi od słów słowiańskich, jednak pierwszy raz zapisano je w języku niemieckim. Jest to mityczna, demoniczna istota, pasożytująca na innych i nie mogąca żyć w inny sposób. Wywodzi się z kultury ludzkiej, obaw przed śmiercią i nieznanym, ale zdobywa popularność dzięki fascynacji, jego sile wewnętrznej i bezwzględnym dążeniu do celu, zwłaszcza tych, po które z różnych przyczyn nie mamy odwagi sięgnąć.

Problem wampiryzmu jest nadzwyczaj stary, rozległy i występuje w wielu kulturach na prawie wszystkich kontynentach. W czasach pogańskich, picie krwi zwierząt było dość rzadkie i wiązało się z brakiem wody, rytuałem religijnym lub jak w przypadku antycznego miasta Gordion w Azji Mniejszej, było wyrokiem śmierci. Przypadki spożywania krwi ludzkiej przez człowieka, na pewno występowały, lecz były tak rzadkie, że w zasadzie nie udało mi się odnaleźć ani jednego niepodważalnego przypadku.

W czasach pogańskich bogowie miewali humory, można było ich przebłagać odpowiednimi rytuałami. W średniowiecznej Europie, w zabobonnym społeczeństwie, walka między dobrem a złem, była jak najbardziej namacalna. Choroby, zarazy, klęski żywiołowe, a nawet zjawiska przyrodnicze tłumaczono siłą wyższą. Nauczyło to ludzi obawiać się humorów jednego Boga, lecz jak wiemy, ludzka natura bywa przekorna i szukała sposobów na zastosowanie dawnych wierzeń, które przetrwały w miejscowej kulturze, w ramach wiary w Chrystusa.

Wiele filmów wskazuje na istnienie tajemniczego wirusa zmieniającego zwykłych śmiertelników w demoniczne bestie pijące krew. Tutaj może być szczypta prawdy. Istnieje wiele chorób, gruźlica, porfiria, mukowiscydoza, rak, czy wścieklizna, które funkcjonując pod jedną nazwą „zarazy”, kształtowały światopogląd na zagadnienie wampiryzmu. Dla przykładu gruźlica płuc powoduje, iż człowiek krztusi się własną tkanką, wypluwając krew. Gdy spływa i zasycha od kącików ust w dół, można mieć wrażenie, że ta osoba ją piła. Nieleczony chory, dosłownie usycha w oczach. Taki widok jest porażający nawet dziś. Podobny skutek „usychania” może mieć rak i mukowiscydoza. Ponadto rak, wścieklizna i porfiria, mogą wywołać choroby umysłowe, objawiane w różny sposób, halucynacjami, bezsennością, drgawkami i innymi.

Europejska wiedza medyczna przez długi czas opierała się na astrologii, upuszczaniu krwi i przypadkowych działaniach mogących bardziej zaszkodzić niż pomóc. Pozbawieni nawet tej prymitywnej nauki prości ludzie, rodzili sobie z problemami jak umieli. Gdy pojawiała się zaraza, w pierwszej kolejności należało zlokalizować winnego. Było ku temu wiele sposobów. Po pierwsze, trzeba było rozkopać groby niedawno zmarłych członków społeczności. Jeśli któreś z ciał wykazywało nienaturalne cechy, wzrost włosów, paznokci, albo było w nadzwyczaj dobrym stanie, był to dowód na odnalezienie przyczyny problemów. Ten „nienaturalny wzrost tkanek” miał, rzecz jasne, jak najbardziej naturalne uzasadnienie i wynikał z zasuszenia tkanek. Tak czy inaczej, doradzano określone środki zaradcze, przebicie serca osikowym kołkiem, obcięcie głowy i ułożenie jej między nogami, tak aby wracając do życia nie mógł jej sięgnąć. Nawet jeśli nie odnaleziono od razu takiego winnego, można było posłużyć się inną metodą, jakimś płochym zwierzęcia. Doskonale spisywał się tu koń z racji swojej szlachetności. Należało w tym celu przyprowadzać go na cmentarz i przeprowadzić po grobach. Jeśli spłoszył się przy którejś z mogił, był to dowód na to, że jego lokator wstaje z grobu, by się pożywić. Był winny nawet wtedy, gdy okazywał się być szkieletem. Częste były przypadki mieszania kości żeber, przestawiania czaszki, krzyżowania kości rąk i nóg, a nawet wybijania zębów. Kościół usilnie zwalczał takie postępki, jako bezczeszczenie zwłok i zabobony, lecz nie był w stanie zapobiec histerii prostej ludności, domagającej się szybkiego i zrozumiałego dla nich wyjaśnienia. Sposoby radzenia sobie z krwiopijcą różniły się w zależności od regionu, takie metody jak sypanie maku do grobu, odeszły w zapomnienie.

No ale, jak to się stało, że większość ludzi zachodu dysponuje podobnym łańcuszkiem skojarzeń, nakazującym łączyć wampiry z Drakulą, a jego z Transylwanią? Główną winę ponosi Irlandczyk Bram Stoker. W 1897 roku opublikował on książkę „Drakula”, utrzymaną w istniejącym już wtedy, ale niezbyt rozpowszechnionym nurcie gotyckim. Sama książka nie była, ani odkrywcza, ani pomysłowa, albowiem motywy wierzeń ludowych i wampiry w powieściach istniały już na początku wieku. Nowością było wykorzystanie historycznych postaci i autentycznych miejsc. Drakula to jeden z wielu przydomków, zapożyczony od hospodara Wołoszczyzny, Włada III Drakuli. Był on niewątpliwie sadystą, lubiącym nabijać swoich wrogów na pale, lecz dla dzisiejszych rumunów zdaje się być bohaterem, który powstrzymał marsz turków w 1456 roku. Drakula był tyranem, jednak rozpętana przeciwko niemu propaganda przez zawistnego brata i niechętnemu mu Macieja Korwina, była w dużej mierze oszczercza, nieprawdziwa i rozpowszechniana w odpowiedniku dzisiejszej prasy brukowej, lecz całkowicie udana, o czym można się przekonać nawet dziś. Warto wspomnieć, że przydomek „Drakula” odziedziczył on po swoim ojcu Władzie II Drakulu, który zyskał go wstępując do Zakonu Smoczego, w roku urodzin Włada III. Był to związek powołany przez króla Węgier Zygmunta Luksemburczyka, dla obrony przed Turcją i w swoich szeregach miał takie osobistości jak, król Polski Władysław Jagiełło, król Neapolu Alfonso V Aragoński, wielki książę litewski Witold, książę Bawarii i król Danii Krzysztof III oraz Ścibor ze Ściborzyc, możnowładca Górnych Węgier. Jednak Włada III, poza miejscem urodzin, niewiele zdaje się łączyć z Transylwanią, która wtedy zwała się Siedmiogrodem. Z wampiryzmem za to można śmiało wiązać księżnę siedmiogrodzką Elżbietę Batory, która w strachu przed starością i śmiercią, dopuściła się mordów na młodych dziewicach. Księżnę oskarżono w 1611 roku o kanibalizm, kąpiele i spożywanie ludzkiej krwi oraz czary. Podczas procesu ujawniono rejestr ofiar mający wyliczać 650 młodych kobiet. Jej choroba umysłowa była faktem, ale niektórzy współcześni badacze zaznaczają, że podobnie jak Wład III, mogła ona paść ofiarą intryg ambicjonalno-dynastycznych. Tak czy inaczej, ich wizerunki na stałe powiązano z postaciami wampirów. Trzecią arystokratką podejrzewaną o wampiryzm jest księżniczka Eleonora von Schwarzenberg, władająca terenami na poganiaczu dzisiejszej Austrii i Czech. Uwielbiała męskie polowania i wilcze mleko mające zapewnić jej męskiego potomka, była osobą kontrowersyjną jak na owe barokowe czasy, ale nie spożywała krwi, nie przejawiała skłonności sadystycznych, ani nie przesiąknęła do popkultury, jak Wład III i Elżbieta Batory. Więc dlaczego została powiązana z wampiryzmem? Na rok przed śmiercią zaczęła błyskawicznie tracić na wadze, podobnie pamięć i siły, dręczyły ją bóle, demencja i bezsenność. Lekarze nam współcześni mówią o raku lecz medycy z jej czasu byli bezsilni, a dla pospolitego ludu diagnoza była prosta. Wampir wysysa z niej życie i niedługo sama może się w niego zmienić. Samo zaatakowanie arystokraty przez wampira, było zaskoczeniem, ponieważ nikomu nie mieściło się w głowie, że jego ofiarą może paść ktoś spoza ludu prostego, arystokrata. W jej przypadku trzeba było podjąć potajemne i dość niekonwencjonalne kroki, ponieważ w innym razie mogłyby nastąpić zamieszki. W nocy, zaraz po jej śmierci, przeprowadzono pośpieszną sekcję, co samo w sobie nie było częste i zamiast pochować ją zgodnie z tradycją w kościele razem z przodkami. Wywieziono księżnę do oddalonego kościoła, gdzie postąpiono podobnie jak w przypadku pospolitego chłopa. Po uprzednim odcięciu głowy i przebiciu serca, pochowano ją w skromnym anonimowym grobie, przykrytym dywanem, którego nie ruszano aż do ekshumacji przeprowadzonej w ostatnich latach. Według wierzeń było to uzasadnione, ponieważ wampir mógłby ożywić innych złożonych tam krewnych. Nie są to jedyne przypadki, ponieważ w Europie, a zwłaszcza na Bałkanach, do XIX wieku (jeśli nie dłużej) co jakiś czas wybuchała panika połączona z polowaniem na wampira. Można to powiedzieć o kosowskim chłopie Peterze Plogojowitzu, którego obwiniono o pośmiertne pozbawienie życia kilku innych osób w 1725 roku. Oświeceniowe umysły badające fenomen wampiryzmu, nie znajdowali nań żadnych dowodów, a tylko zbiór chłopskich przesądów, traktowanych z odrazą. Jednak wizerunek przetrwał w pamięci zbiorowej.

Postać Drakuli łączył szereg elementów, arystokratyczny wygląd, charakterystyczną dla wąpierza umiejętność zmieniania się w nietoperza i magnetyzm. Z jednej strony wzbudza strach, z drugiej szacunek i siłę, jest pewny siebie, wie co chce osiągnąć i dąży do tego bez względu na cenę oraz okoliczności. Nic więc dziwnego, że już pierwszy film „Nosferatu”, nakręcony w 1922 roku robi wrażenie do dziś, jako przykład niemieckiego eksperymentalizmu. Przy filmach można zadać sobie pytanie. Czy filmy z hrabią Drakulą nie są, aby przeklęte? Biorąc pod uwagę, że aktorzy grający rolę wampirów zaczynali wierzyć, iż w istocie nimi są, zdaje się to nie aż tak mało bezpodstawne. Można to powiedzieć o grającym rolę hrabiego Orlok Maxie Schreck, we wspomnianym „Nosferatu”. Jednak lepszym przykładem jest Béla Lugosi, który zasłyną klasycznymi rolami Drakuli. Pod koniec życia zaczął popadać w schizofrenię, cierpieć na światłowstręt i identyfikując się ze swoją postacią, kazał się pochować w kostiumie scenicznym.

Wampir jest jednym z dyżurnych tematów horrorów. Dzielą się one na rozmaite kasty, a także wiążą się z ludźmi, dając mieszane potomstwo tzw. Dampile lub Dhampiry, które zazwyczaj stają po stronie ludzi. Nie przez przypadek. Ludzi pociągają cechy wampira, a zwłaszcza jego brak zahamowań. Te same cechy pozwalające wampirowi funkcjonować w normalnym świecie śmiertelników, byłoby tragiczne w skutkach. Wampiry mogą mieć ciekawą złożoną osobowość, co w zestawieniu z ich samotnością i pragnieniem kontaktu z ludźmi, może wywołać ciekawy efekt psychologiczny, jaki osiągnięto w przypadku „Nosferatu”.

W tym artykule mowa o demonach pod wspólnym mianem „wampir”, ale przecież istoty żyjące dzięki wysysaniu ludzkiej krwi nie są niczym szczególnym na świecie. W Rosji wierzono kiedyś w upiora, w Malezji pontianak, w Ameryce chupakabra, w Armenii dakhanavar, w Szkocji baobban sith, w Chinach ching shih, a w Polsce wąpierz i strzyga. Nawet w Japonii, gdzie demony wysysają raczej siły życiowe, znajdujemy żywiącego się krwią kappę.

Współcześnie internet jest pełen tekstów o wampirach. Niektóre wywody są czysto rozrywkowe, inne śmieszne, groteskowe, jeszcze inne śmiertelnie poważne i bywa, że przez to groźne. Mimo to uważam, że gotyzm wprowadza sporo kolorytu do kultury masowej i rozwija ją, podobnie jak kultura japońska. Napisałem ten artykuł, nie dlatego żeby uczestniczyć w tej całej szopce każącej stawać za jakąś wyimaginowaną barykadą, albo sprawiać wrażenie jakiejś dziwnej „elitarności”. Chciałem wskazać na ciekawy temat, który będąc niewiarygodnie skomplikowany i wielowątkowy, został spłycony i sprowadzony do roli czysto biznesowej, komercyjnej i rozrywkowej. Także na jego głębokie zakorzenienie tego fenomenu w kulturze oraz na to jak bardzo jesteśmy bezrefleksyjni.

[Nota: Jest to przeróbka artykułu opublikowanego 14 stycznia 2010]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz