Opis bloga

Blog nie powstał w celu przypodobania się komukolwiek, ale też treść w nim zamieszczona nie jest w żaden sposób uwłaczający. Zawiera wiele wpisów i wypowiedzi na różnorakie kwestie, które w jakiś sposób mnie zaintrygowały. Można tutaj znaleźć działy poświęcone felietonistyce, opowiadaniom, wiersze, a także wpisy bezpośrednio odnoszące się do polityki.

piątek, 11 marca 2011

Zanapar 3 - Port



Ród Korneliuszy posiada miasto Nazaira od czterdziestu lat. Była to wcześniej siedziba rodu Sekstusów, którzy początkowo dobrze nią zarządzali, jednak po dopuszczeniu się mezaliansu, stanęli na progu upadku, od którego uratowała ich sprzedaż miasta. Za rządów Korneliuszy ekonomia przeżywa obecnie rozkwit, lecz ród ten zaczyna myśleć o zdobywaniu wpływów w polityce ogólnopaństwowej. Należy koniecznie ostudzić ich zapędy.”
Tajny raport o stanie rodów


Flota płynęła z wolna po morzu, ciągnąc za sobą wrak „Ofelii”, a w zasadzie zbiór wygiętych metalowych płyt, połamanych belek i drzazg, który kiedyś nosił tę nazwę. Pół dnia poświęcono na ratowanie towarów i tych resztek. W sumie niewiele tego zostało. "Ofelia" przewoziła głównie drogocenne jedwabie, z których większość zupełnie swobodnie unosiła się na wodzie pozwalając, aby fale rozrywały je na strzępy. W sumie mogło być gorzej, inne okręty wiozły w ładowniach przyprawy, złoto i kamienie szlachetne, których strata byłaby gorsza. Tak czy inaczej, pozostałą część dnia flota spędziła sunąc mozolnie po powierzchni morza w stronę Nazairy. 

Port leżał nad zatoczką, odgrodzoną niegdyś wysokim murem i bramą oraz łańcuchem. Gabriel pamiętał słowa ojciec mówiące jak ważny był kiedyś ten mur dla bezpieczeństwa miasta i ile kosztowało jego utrzymanie. Teraz, w epoce sterowców, jego znaczenie zmalało redukując go do roli falochronu oraz ułatwiał zbieranie opłat portowych. Podobny mur ciągną się na przestrzeni dziesięciu mil okrążając całe miasto i odgradzając od siebie poszczególne dzielnice oraz pałac rodowy Korneliuszy.
W pewnej odległości od wrót ktoś zaczął nadawać przerywane sygnały świetlne, zawierające prośbę o identyfikację i cel przybycia. „Viktoria” odpowiedziała, podając tylko swoją nazwę. To był jego dom, a on sam był uważany za następcę pana miasta, więc w jego przypadku to wystarczyło. Po obu stronach bramy rozległ się huk, potem hałas przesuwających się po olbrzymich kołach łańcuchów i wreszcie wielka brama uniosła się ku górze, by wreszcie schować się w samym murze. Był to skomplikowany mechanizm wymagający ukrycia w kilku dodatkowych kolumnach, układów bloczków i przeciwwag. Aż trudno uwierzyć, ale do jego uruchomienia wystarczyło pociągnąć tylko jedną dźwignię. Ten sam mechanizm służył zamykaniu bramy. Gabriel od dziecka z fascynacją obserwował ich działanie i z wiekiem wcale się ona nie zmalał, a wręcz przeciwnie. Także tym razem zatrzasnęły się tuż za ostatnim okrętem, znajdującym się pod jego dowództwem.
U samego wejścia do portu czuć było gwar wielobarwnych rozmów, dobiegających z łodzi i statków, zacumowanych przy szerokich na trzy kroki drewnianych mostkach. Tak zaplanowany port mógł pomieścić nawet pięćdziesiąt dużych okrętów, sto mniejszych, lub nawet dwieście małych. Na brzegu mieniły się czerwone dachy kamienic, wznoszących się w górę wzgórza, na którego szczycie znajdował się pałac o białym dachu, w którym mieszkał z rodziną. Gdy podpłynęli bliżej brzegu, można było poczuć dochodzące z niego zapachy wędzonych ryb i innego jadła. Z jednej z kamienic wyskoczył pewien niski, brzuchaty facet w poplamionej koszuli. Był to zarządca portu. Fakt, że temu leniowi chciało się wyjść, świadczył tylko o tym, jak bardzo zależy mu na posadzie. Gabriela zastanawiała jedna rzecz. Co on tam robi? Przecież biuro zarządcy jest nieco na uboczu. Sprawa wyjaśniła się, jak tylko zerkną przez lunetę. Ten cap wyskoczył z karczmy, a te plamy na jego koszuli to najprawdopodobniej sos.
- Witam szlachetnego pana - bredził dozorca, uśmiechając się fałszywie w chwili, gdy statki przybijały do brzegu. Dopiero w momencie zarzucania cum na kamienne figury, do których przymocowano drewniany mostek, dostrzegł wrak. - A cóż to? Piraci się rozpanoszyli? - Udawał złość i współczucie.
- Tak! Piraci - odparł Gabriel. - Dopilnuj żeby wyładowano wszystko i nic nie zginęło.
- Oczywiście panie.
Ten obrzydliwy typ kłamał jak zwykle. Nic go nie obchodziło, że tonęły jakieś statki, a towar sam podbierał. Robił to na tyle umiejętnie, że nikt go nigdy nie złapał za rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz